Forum www.westyorkshire.fora.pl
Polonia na wyspach
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Zaatakujemy Wyspy naszymi wykonawcami!!! Hirkiem Wrona!!!!

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.westyorkshire.fora.pl Strona Główna -> Muzyka
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
DJVersus
Administrator



Dołączył: 14 Kwi 2008
Posty: 53
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdansk / Pontefract

PostWysłany: Wto 18:14, 15 Kwi 2008    Temat postu: Zaatakujemy Wyspy naszymi wykonawcami!!! Hirkiem Wrona!!!!

Dziennikarz radiowy i telewizyjny, DJ, publicysta, felietonista, kolekcjoner i wydawca płyt, producent, reżyser eventów oraz koncertów. Szczególnie mocno związany z kulturą hip-hopu. Przez lata kojarzony z Teleexpressem i radiową Trójką. Z telewizji odszedł w 2006 roku. Od 2007 prowadzi własną firmę fonograficzną „Pink Crow”. HIERONIM WRONA opowiada o brytyjskim i polskim rynku muzycznym.




Dlaczego odszedł Pan z Teleexpressu?

- Miałem średnio jakieś 1400 - 1500 złotych brutto miesięcznie, podczas gdy najniższa pensja była na poziomie chyba 700 czy 800 złotych. Tyle zarabiałem w programie, który miał milionową oglądalność. Kiedyś powiedziałem o tym mojej koleżance z RTL’u, myślała, że sobie z niej kpię, bo osoba na takim stanowisku w Niemczech, zarabia rocznie miliony euro. Po prostu nie stać mnie było na dalszą pracę w TVP. Byłem poza wszelkimi układami politycznymi. W zależności od tego kto o mnie mówi - raz jestem czerwony, a raz czarny. To smutne, ale nie jestem naiwny. Takie jest życie. Poza tym byłem już zmęczony codzienną „gotowością bojową”. Taka jest cena pracy w codziennym programie informacyjnym. Mile jednak wspominam czas spędzony w Teleexpresie. To tam wiele nauczyłem się od takich ludzi jak Sławek Kozłowski, Maciek Orłoś czy Marek Sierocki. Przez redakcje w trakcie mojej 15 letniej pracy przewinęło się wiele wspaniałych osób. Do tej pory o 17:00 włączam telewizor, by obejrzeć Teleexpress. To - moim zdaniem - nadal najciekawszy program informacyjny w Polsce.

Zebrał Pan więc potrzebne doświadczenia i ruszył na swoje?

- Dwukrotnie pracowałem w firmach fonograficznych. Moją zawodową przygodę z branżą muzyczną zaczynałem w latach osiemdziesiątych w firmie Polton, która wydawała wówczas Kult, Republikę, Róże Europy. Później założyłem pierwszą niezależną firmę fonograficzną, która nazywała się B.E.A.T. Records. Teraz, jak już postanowiłem pójść, na powiedzmy pół-emeryturę dziennikarską, pojawiła się koncepcja założenia własnej firmy fonograficznej.

Czym ona się zajmuje?

- Wydawaniem płyt, bukowaniem DJ’ów, sportowców i dziennikarzy sportowych oraz managementem.

Co możecie zaoferować?

- Kontrakt fonograficzny, managerski. Za kontraktem idzie nagranie płyty, organizacja koncertów, promocja radiowa, telewizyjna, we wszystkich mediach i podpowiadanie, w jaki sposób zrobić sobie dobry PR.

Ile płyt musi sprzedać w Polsce wykonawca, by zwróciło się jego wydanie?

- Trzy do pięciu tysięcy, wszystko co poniżej jest nieopłacalne. Natomiast o zarobku możemy mówić w granicach trzynastu tysięcy i powyżej. Do tego dochodzą jeszcze koncerty.

Czy łatwo sprzedać na nie bilety?

- Nie, dlatego, że w latach 90-tych stacje radiowe zabiły rynek koncertowy w Polsce, organizując bardzo dużo darmowych tras, ściągając największe gwiazdy muzyki europejskiej, a nawet światowej. Ludzie wszystko mieli za darmo, więc nie chcieli płacić za bilety. I to się w tej chwili bardzo trudno odbudowuje. Ludzie chcą ciągle mieć wszystko za darmo. Uważają, że im się należy, że należą im się płyty, samochody itd.

W takim razie - może alternatywą jest wyjazd na Zachód?

- Mam znajomego, który w tej chwili grywa w klubach w Londynie i jest bardzo dobrze przyjmowany. Wyjechał do Londynu, tam sobie otworzył studio i nagrywa, bo w Polsce miał z tym problem. Naturalnie, mówimy o angielskich klubach, nie polonijnych. Za chwilę zaatakujemy następnymi wykonawcami. To jest do zrobienia.

Skoro mam przy sobie fachowca z branży muzycznej, to nie mogę nie poprosić o porównanie brytyjskiego i polskiego rynku muzycznego.

- W Polsce przede wszystkim wiele rzeczy brakuje. Brakuje świadomości prawnej Polaków, którzy non stop wszystko kradną, łącznie z muzyką. To spuścizna po okresie zaborów, okupacji niemieckiej, a później sowieckiej. Nie mówię tylko o płycie, ale i programach komputerowych, filmach, książkach. Ludzie kradną filmy, sygnały telewizyjne. To jest kolejna forma złodziejstwa, tym razem intelektualnego, którego nigdy nie pojmę. Ja też chciałbym mieć pięć milionów płyt, ale mam trzydzieści tysięcy. Dla mnie kupowanie każdej z nich to duża radość, nie idę i nie kradnę. Istnieją różne zabezpieczenia, ale Polak jest na tyle inteligentną bestią, że potrafi je ominąć, a aparat, nazwijmy to przymusu, czyli policja jest zbyt mało liczna, źle opłacana i wyszkolona, a do tego co drugi wyjeżdża do Anglii lub Irlandii.

Ale na miejscu też już coraz lepiej pilnują?

- Na szczęście są wyspecjalizowane komórki przy komendach wojewódzkich, które współpracują z Koalicją Antypiracką (organizacja zajmująca się ściganiem przestępców naruszających własność intelektualną). Oni monitorują całą sieć internetową w Polsce. Mają do tego odpowiednie oprogramowanie, które zostało zakupione z FBI. Siedzi ekipa informatyków, geniuszy absolutnych, którzy całą polską sieć internetową monitorują i przekazują dowody nielegalnego obrotu własnością intelektualną policji i prokuraturze.

Jak to się kończy dla „melomana”?

- Z reguły człowiek poddaje się samoukaraniu, czyli dostaje pół roku albo rok w zawieszeniu na dwa lub na trzy lata. I oczywiście pokrycie kosztów postępowania, no ale ma „spaprane” papiery. Przez 20 lat zostaje mu, że był skazany prawomocnym wyrokiem za kradzież. Po prostu idzie policja jak walec drogowy z prokuraturą. I koniec.

Jak wyglądały pierwsze wyroki?

- Przede wszystkim są już, a to najważniejsze. Nikt się nie przejmuje tym, że nie wolno wejść na miasteczko studenckie, bo jest porozumienie między rektorem a policją. Gdy we Wrocławiu okazało się, że w miasteczku studenckim są gigantyczne obroty nielegalnych plików z serwerów uczelnianych, to nikt nie pytał o zgodę rektora, tylko prokurator wydał nakaz zajęcia komputerów. Weszła brygada 50 policjantów, zajęła serwery, komputery i nikogo to nie interesowało, że są potrzebne do nauki, że to uczelniane. Takich przykładów jest dużo więcej, bo to samo stało się w Koszalinie. Codziennie są aresztowania, zajęcia komputerów, sądy. Przecież jeśli nie masz pieniędzy, nie musisz kraść systemu operacyjnego Windows, możesz sobie zainstalować Linuxa, który jest darmową płaszczyzną w necie. I tak samo ze wszystkim. Rekordziście, u którego zajęto serwery z 13 terabajtami muzyki, grozi 12 lat więzienia.

Wielka Brytanią zainteresował się Pan dzięki piłce nożnej, czy muzyce?

- Wychowywałem się w niedużym mieście na południu Polski. Pochodzę z biednej rodziny, więc Anglia była mitem i baśnią, która istniała w naszym domu. Mój dziadek w 1939 poszedł na wojnę. Przeszedł przez Związek Radziecki, Daleki i Bliski Wschód, Włochy, aż dotarł na Wyspy. Tam mieszkał do 1956 roku, kiedy to już mógł wrócić do Polski. Babcia sporo opowiadała o tym, jak było w Anglii. Dziadek zostawił po sobie mnóstwo zdjęć. To był mój pierwszy kontakt z tym krajem. Doświadczenia rodzinne z moimi własnymi zaczęły krzyżować się w momencie, kiedy zainteresowałem się muzyką rozrywkową.

Dawno?

- Gdzieś w połowie lat siedemdziesiątych, a właściwie jeszcze wcześniej, bo zanim pojawiła się muzyka, zwłaszcza ta poważna (grałem na skrzypcach), to była przecież piłka nożna. Moja miłość do Manchester United trwa już trzydzieści siedem lat. Jestem ich megakibicem, jeździłem i jeżdżę na mecze. Największe chwile radości w moim życiu związane z Manchesterem to nie te, gdy byłem z nimi, kiedy zdobywali Puchar Europy, ale wtedy jak Tomek Kuszczak podpisał kontrakt - pierwszy Polak grający w Manchesterze. Tomek ma charakter „Czerwonego Diabła”. Do tego jest wspaniałym człowiekiem.

Kiedy trafiłeś na Wyspy?

- Pojechałem w 1990 roku za chlebem. Namówił mnie do tego mój przyjaciel, Grzesiek Brzozowicz. Mieszkałem w Kennington. Na koncerty jeździłem do Brixton Academy. Pracowałem przy remoncie hotelu Dorchester. Codziennie w czasie przerwy na lunch graliśmy w Hyde Parku mecz, Anglia kontra reszta świata. Zarabiałem nieziemskie pieniądze, nawet do pięciuset funtów tygodniowo, ale wróciłem.

Dlaczego?

- Bardzo tęskniłem za żoną. Chodziło się po różnych klubach, gdzie grała muzyka na żywo, do second handów kupować płyty. Wtedy pokochałem Londyn, który się bardzo zmienił od tamtych czasów.

Gdzie na przykład?

- Soho było dzielnicą rozpusty i porno, teraz second handów, klubów, księgarni.

W Anglii był Pan tylko przez jakiś czas, a kontakt należało utrzymywać stale, jeśli chciało się wiedzieć, co się dzieje w muzyce.

- W Polsce w tamtych czasach Radiowa Trójka była dla mnie jednym, ale nie najważniejszym kanałem informacyjnym. Słuchałem jeszcze BBC po polsku i Radia Wolna Europa. Trzecim źródłem informacji były rzeczy przywożone przez ludzi z Anglii czy Stanów Zjednoczonych, które wygrywałem od nich w brydża. Książki i płyty, na które nie było mnie wtedy stać. Brydż zawsze był ważny w moim życiu i jest do dziś.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez DJVersus dnia Wto 18:16, 15 Kwi 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.westyorkshire.fora.pl Strona Główna -> Muzyka Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin